Magicznego sposobu nie ma (ale coś możemy zrobić)

Magicznego sposobu nie ma (ale coś możemy zrobić)

Roman Leppert, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy

Przystępując do przygotowywania opracowania poświęconego możliwościom zmiany statusu nauczycieli, stanąłem przed wieloma pytaniami. Jaką strukturę mu nadać? Co w nim zawrzeć? Z pomocą przyszła mi sytuacja, która miała niedawno miejsce w mediach społecznościowych. 

Do opublikowanego w połowie lipca br. przez Jędrzeja Witkowskiego – dyrektora Centrum Edukacji Obywatelskiej – postu dotyczącego wynagrodzeń nauczycielskich odniosła się tegoroczna absolwentka UMK w Toruniu, Pani Anita Kubiak. Napisała Ona w swoim komentarzu:

„Z własnej perspektywy (jako świeżo upieczonego pedagoga) mogę przytoczyć kilka czynników, które kryją się za tym, że młodzi nauczyciele (w tym moi koledzy i koleżanki) nie garną się do pracy w szkole:
1. Pensja niewspółmierna do wykonywanych obowiązków (nauczyciele są często dostępni dla dzieci i rodziców przez 24/7, a tego wiele osób nie dostrzega).
2. Brak zaufania władzy do nauczycieli (ciągłe sprawdzanie, kontrole, awans zawodowy uzależniony m.in. od zdania egzaminu, podważanie kompetencji).
3. Nadmiar biurokracji (praca z ludźmi została zastąpiona przez pracę z dokumentami).
4. Stosunek społeczeństwa do tego zawodu (dawniej zawód nauczyciela cieszył się większym prestiżem społecznym, nauczyciel był szanowany jak ksiądz czy lekarz, a obecnie oznajmienie komuś, że jest się nauczycielem budzi tylko uczucie politowania).
5. Wysokie natężenie stresu (tego punktu nie trzeba chyba rozwijać: duża odpowiedzialność wiąże się z dużym stresem).
6. Niedofinansowanie oświaty (nauczyciele nierzadko posługują się środkami dydaktycznymi kupionymi z własnej kieszeni, nasilenie tego zjawiska ma miejsce zwłaszcza wśród nauczycieli przedszkoli i klas początkowych, bo jak wiadomo, im bardziej atrakcyjne środki nauczania, tym większe zaangażowanie ze strony dzieci, także nie dość, że pensja niska, to jeszcze trzeba dokładać do »interesu«).
7. Przeświadczenie, że pasja zastąpi satysfakcjonujące wynagrodzenie (w ten sposób jedyne, czego można się dorobić to wypalenia zawodowego).
8. Postawa doświadczonych nauczycieli (będąc członkiem wielu grup facebookowych zrzeszających nauczycieli, codziennie czytam tam o frustracji i rozgoryczeniu, które nieustannie towarzyszą wykonywanej przez nich pracy, liczne są też komentarze odradzające studentom pedagogiki wejście do tego zawodu).
A tak od siebie dodam, że w dzisiejszych czasach galopującej inflacji ciężko jest być utrzymującym się samodzielnie w dużym mieście nauczycielem stażystą, bez wsparcia finansowego, np. ze strony rodziców, w dodatku nauczycielem, który dalej chce się rozwijać i iść na studia podyplomowe. Idealizm brutalnie ściera się z rzeczywistością…”

Komentarz pani Anity koresponduje z moim przekonaniem, że nie istnieje jeden magiczny sposób na zmianę statusu zawodu nauczyciela, który – jak za dotknięciem czarodziejską różdżką – sprawi, że status ten się zmieni (w domyśle poprawi). Warto jednak wykorzystać sformułowane przez komentującą refleksje do rozważenia, co moglibyśmy zrobić, żeby status zawodu nauczyciela w Polsce uległ poprawie.

Wynagrodzenia nauczycielskie

O tym, że są one niskie wiadomo powszechnie, pominę tutaj dowodzenie prawdziwości tego sądu. Szczególnie niskie są wynagrodzenia początkujących nauczycieli (według dotychczasowej terminologii nauczycieli – stażystów i nauczycieli kontraktowych). Czy stan ten zmieni zapowiedziana od 1 września 2022 roku podwyżka wynagrodzeń tych ostatnich o 20%? Śmiem wątpić. Trudno jednak założyć, że podwyżka wynagrodzeń wszystkich nauczycieli (niezależnie od stopnia awansu zawodowego) o np. 100% spowoduje porównywalną poprawę jakości ich pracy w takim samym stopniu. Jak zresztą mieliby tego dokonać? Takie radykalne rozwiązanie spowodowałoby jednak w długiej perspektywie radykalną zmianę, jeśli chodzi o rekrutowanie kandydatów do zawodu nauczycielskiego. Od lat powtarzamy sąd o negatywnej selekcji (znów istnieją wyniki badań w tym zakresie, wystarczy przywołać w tym miejscu nazwisko Mikołaja Herbsta i sięgnąć do wyników prowadzonych przez niego badań), u podstaw której leży m.in. niski poziom wynagrodzeń nauczycielskich. Radykalne ich zwiększenie, a następnie utrzymanie (względem jakiegoś zobiektywizowanego miernika) spowodowałoby, że studiami takimi zainteresowani byliby kandydaci z lepszymi wynikami wynoszonymi ze szkół średnich, a to jest – jak mi się wydaje – jeden ze sposobów podwyższania statusu nauczyciela. Na takie rozwiązanie zdecydowała się wiele lat temu Finlandia. Dodać jednak od razu należy, że radykalny wzrost nauczycielskich wynagrodzeń nie spowoduje poprawy od razu, natychmiast, że pierwszych efektów można spodziewać się najwcześniej po pięciu latach (tyle trwa kształcenie nauczyciela na poziomie wyższym, mam na myśli łączne ukończenie studiów I i II stopnia).

Zaufanie do nauczycieli

Byłoby interesujące sprawdzić, czy stopień kontroli pracy nauczycieli jest mniejszy, porównywalny lub większy w porównaniu z takimi profesjami, jak na przykład lekarze, prawnicy, o innych grupach zawodowych nie wspominając.

W tym punkcie można wyróżnić kilka problemów, od struktury awansu zawodowego nauczycieli rozpoczynając. Krok wykonany przez władze resortu edukacji, polegający na połączeniu stanowisk nauczyciela stażysty i nauczyciela kontraktowego w jeden stopień nauczyciela początkującego jest krokiem w dobrą stronę. Pytanie: czy nie warto rozważyć kroku drugiego i połączyć stanowiska nauczyciela mianowanego i nauczyciela dyplomowanego w jedno: nauczyciela (po prostu)? Mielibyśmy wówczas prostą strukturę, obejmującą tzw. terminowanie w zawodzie (nauczyciel początkujący – w tym przypadku otwarta pozostaje kwestia, jak długo takie terminowanie powinno trwać) oraz jego wykonywanie. Pomyślmy: ile czynności muszą wykonywać nauczyciele, dyrektorzy szkół, organy prowadzące, kuratoria oświaty w obecnym stanie? Czy dzięki temu poprawia się status nauczyciela albo jego społeczne spostrzeganie? Jak łatwo się domyślić to ostatnie nie jest zależne od tego, czy ktoś jest nauczycielem kontraktowym czy np. mianowanym, lecz od tego, w jaki sposób wykonuje swoją pracę.

Drugi warty podniesienia w tym miejscu problem to rola organów tzw. nadzoru pedagogicznego. Czy już nie nadszedł czas na rezygnację z posługiwania się takimi określeniami, jak nadzór? W odniesieniu do uczniów, wychowanków mówimy o wspomaganiu, wspieraniu rozwoju itp. Może już czas, żeby podobnych określeń używać również w odniesieniu do organów usytuowanych poza/ponad szkołą. Jeżeli przyjąć, że rzeczywistość społeczna (a z taką mamy do czynienia w przypadku edukacji) jest kreowana za pomocą języka, to zmiana używanej terminologii wydaje się być warunkiem podstawowym.

Z problemem roli organów oświatowych związana jest kwestia liczby aktów prawnych, regulujących funkcjonowanie szkoły. Jarosław Pytlak policzył, że jest ich około 500, co oznacza, że zapoznanie się z nimi stanowi problem nawet dla tych, którzy szkołami zarządzają, a cóż dopiero mówić o ich stosowaniu. Jeżeli dodamy do tego zmienność owych aktów prawnych w czasie (wystarczy spojrzeć, ile razy było zmieniane aktualnie obowiązujące Prawo oświatowe od momentu jego uchwalenia i podpisania przez Prezydenta RP, czyli od końca 2016 roku) to otrzymujemy ogromne skomplikowanie w zakresie prawnych podstaw funkcjonowania systemu edukacji, w tym również pracy nauczyciela.

Podstawowy problem, jaki w tym punkcie należy postawić, dotyczy granic zaufania do nauczyciela i wykonywanej przez niego pracy. Na ile nauczycielskie działania wymagają dokumentowania, a w jakim stopniu mogą być oparte na woli nauczyciela, przy założeniu, że jest to dobra wola?

Biurokracja

Nie ulega wątpliwości, że funkcjonowanie instytucji oświatowych (a szkoła jest instytucją) wymaga dokumentowania ich funkcjonowania. Rzecz w proporcjach pomiędzy działaniem, a jego dokumentowaniem. Przydałaby się w tym zakresie rzetelna analiza czasu, który nauczyciele przeznaczają na oba rodzaje aktywności. Dysponujemy wynikami badań (prowadzonych np. przez IBE) dotyczącymi czasu pracy nauczycieli, nie wiemy jednak, co ten czas wypełnia, dokładniej: jaką ilość tego czasu zajmują działania związane z koniecznością dokumentowania nauczycielskiej aktywności. Hipotetycznie wyobrażam sobie (przy założeniu, że tygodniowy wymiar czasu pracy nauczyciela wynosi 40 godzin), że na prace związane z dokumentowaniem swojej aktywności przeznacza on nie więcej niż 10% z owych 40 godzin, czyli maksymalnie 4 godziny tygodniowo. Podkreślam jednak, że jest to założenie arbitralne, warto byłoby punktem wyjścia uczynić faktyczny czas przeznaczany na ten cel.

W tym punkcie podniosę jeszcze jedną kwestię: potrzebę wydawania każdego roku wszystkim uczniom świadectw ukończenia kolejnej klasy szkoły podstawowej czy średniej. Po co to robimy? Czemu to powszechne wydawanie świadectw służy? Czy nie mogłoby ono być ograniczone do uczniów, którzy kończą dany szczebel kształcenia, ewentualnie przenoszą się z jednej szkoły do drugiej? Uczeń, który pozostaje w tej samej szkole, nie musi otrzymywać dokumentu potwierdzającego, że ukończył np. klasę piątą. Skoro jest w szóstej, to wiadomo, że wcześniej ukończył klasę piątą. Pomyślmy, ile wysiłku w ramach całego systemu wymaga wydanie wszystkim uczniom świadectw? Zadajmy sobie jednocześnie pytanie o wartość tego wysiłku, o to, czemu on służy?

Prestiż zawodu nauczyciela

Tegoroczne wyniki badań prestiżu zawodów pokazują, że nauczyciele lokują się w środku stawki (57%, wzrost o cztery punkty), pomiędzy wykwalifikowanym robotnikiem i inżynierem pracującym w fabryce. Znacznie wyżej lokują się przedstawiciele służb medycznych (ratownicy medyczni, lekarze, pielęgniarki), ale już profesorowie uniwersytetu ze swoimi 66% procentami wskazań wypadają tylko nieco lepiej niż nauczyciele.

Jakie działania mogłyby służyć podniesieniu prestiżu tego zawodu? W moim przekonaniu ważne byłoby:

  • stworzenie samorządu zawodowego (na wzór lekarzy i prawników), który z jednej strony reprezentowałby nauczycieli na zewnątrz (np. w relacjach z władzami oświatowymi), z drugiej strony służyłby rozwiązywaniu problemów pojawiających się wewnątrz środowiska;
  • opracowanie kodeksu etycznego, który byłby stosowany przez środowisko nauczycielskie; warto pamiętać, że warunkiem nauczycielskiej autonomii jest kierowanie się w swoim postępowaniu normami etycznymi, na niższym rozwojowo poziomie takim regulatorem są normy prawne.

Interesującym przykładem działań służących budowaniu prestiżu zawodu nauczyciela może być tworzenie przedmiotowych stowarzyszeń nauczycieli poszczególnych przedmiotów, np. języka polskiego, biologii czy matematyki. Sporo w tym zakresie dzieje się w mediach społecznościowych.

Stres w pracy nauczyciela

Temu problemowi poświęcono wiele badań i niejedno opracowanie. Warto zwrócić uwagę na książkę „Stres w zawodzie nauczyciela”, autorstwa Rudolfa Kretschmana (i innych autorów) wydaną wiele lat temu (w 2001 roku) w GWP. O tym, że zawód nauczyciela jest jednym z najbardziej stresogennych (podobnie, jak inne zawody „pomocowe”, których wykonywanie koncentruje się na pracy z ludźmi), przekonywać nikogo nie trzeba. Pojawia się pytanie o sposoby redukowania stresu, zarówno te codzienne, jak i te systemowe. Tu można zaproponować dwa rozwiązania:

  • pierwsze, do stosowania w praktyce edukacyjnej, polegać by mogło na stworzeniu czegoś, co można określić mianem superwizji nauczycielskiej, w trakcie której bardziej doświadczeni nauczyciele dzieliliby się z młodszymi koleżankami/kolegami sposobami radzenia sobie w sytuacjach trudnych, przepracowywania ich, czynienia ich przedmiotem namysłu itp.;
  • drugie – systemowe – polegałoby na udzielaniu nauczycielom raz na 10 lat pracy rocznego urlopu przeznaczonego na odnowienie swoich kwalifikacji, zarówno merytorycznych, związanych np. z nauczanym przedmiotem, jak i metodycznych, związanych ze sposobem pracy w roli nauczyciela.

To ostatnie rozwiązanie odsyła nas do kwestii sposobu kształcenia nauczycieli, którego w tej części nie podejmuję, wymaga on jednak poważnego namysłu.

Finansowanie oświaty

W tym przypadku chodzi o coś innego niż wynagrodzenia nauczycieli. Nie znam aktualnych danych dotyczących tego, jak duża część subwencji oświatowej przeznaczana jest na wynagrodzenia dla pracowników systemu oświaty (w tym nauczycieli). Pamiętam, że jeszcze niedawno wynagrodzenia pochłaniały ponad 75% subwencji, utrzymanie bazy kosztowało 22%, na działalność stricte edukacyjną pozostawało mniej niż 3% subwencji (pamiętając o zróżnicowaniu, jakie istnieje w tym zakresie w poszczególnych jednostkach samorządu terytorialnego). Problem braku środków na działalność edukacyjną rozwiązywany jest m.in. przez różnego rodzaju projekty finansowane ze środków unijnych lub państwowych. Powoduje to ogromne zróżnicowanie pomiędzy poszczególnymi placówkami. Biorąc pod uwagę rosnące obciążenie budżetu środkami przeznaczonymi na wynagrodzenia (spowodowane m.in. coraz większą liczbą nauczycieli dyplomowanych, co jest naturalną konsekwencją istniejącej struktury awansu zawodowego tej grupy zawodowej) i jednoczesnym wzrostem kosztów utrzymania bazy oświatowej można spodziewać się dalszego zmniejszenia wydatków przeznaczonych na działalność edukacyjną.

Rządzący wprowadzili „wyprawkę dla ucznia”, może warto pomyśleć o jej odpowiedniku dla placówek edukacyjnych, systemowej, corocznej, która pozwoliłaby pokrywać koszty działalności dydaktycznej i uwolniła nauczycieli (ale również rodziców) od – używając określenia Pani Anity – „dokładania do interesu”.

Pasja versus wypalenie zawodowe

Znów mamy sporo diagnoz w tym zakresie, wspomnę choćby książki: Stanisławy Tucholskiej „Wypalenie zawodowe u nauczycieli” czy Jarosława Kordzińskiego „Przeciwdziałanie wypaleniu zawodowemu u nauczycieli”.

Kilka wyżej sformułowanych propozycji pozwoliłoby zapewne zmniejszyć poziom tego niekorzystnego zjawiska. Tu chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym.

Toruńska poetka – Wiesława Kwinto-Koczan – wyraziła taką myśl:

„Uwielbiam ludzi z pasją, nie znoszę z misją”.

Gdyby sparafrazować tę myśl na potrzeby niniejszego opracowania to mogłaby ona brzmieć następująco: Nauczycielu: mniej misji, więcej pasji.

Otwarte pozostaje pytanie o to, czym jest pasja, jak ją rozwijać, jakie ma ona znaczenie w codziennej nauczycielskiej działalności. Nie ulega jednak wątpliwości, że pasja jest jednym z najważniejszych czynników przeciwdziałających nauczycielskiemu wypaleniu, o czym najlepiej świadczy działalność nauczycieli – pasjonatów (wymienię – jedynie dla przykładu – działalność Grzegorza Lorka, nauczyciela biologii w liceum ogólnokształcącym w Lesznie, Nauczyciela Roku 2002).

Mentalność pokoju nauczycielskiego

Z powyższego wywodu wynika, że nie ma jednej uniwersalnej recepty na poprawę/podniesienie statusu zawodu nauczyciela. Konieczne są działania w ramach całego systemu (wymagające zmiany prawa oświatowego), na poziomie lokalnym, poszczególnych szkół, ale również wewnątrz nich. Sytuacja zespołów nauczycielskich w poszczególnych placówkach jest zróżnicowana, zależna od wielu czynników, poczynając od sposobu pełnienia roli przez dyrektora aż po dominujące w danej społeczności mechanizmy, spośród których chciałbym wyeksponować dwa: rywalizację i współpracę. Poświęcił im ostatnio swoją uwagę Bogusław Śliwerski, publikując książkę „Kultura rywalizacji i współpracy w szkole”. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że działalności edukacyjnej służy współpraca, że rywalizacja jest tym mechanizmem, który powoduje więcej negatywnych skutków niż pozytywnych. Wspomniany wyżej pomysł tworzenia samorządu nauczycielskiego mógłby sprzyjać tworzeniu kultury współpracy, podkreślając to, co wspólne dla całej grupy zawodowej.

26 września 2022

Udostępnij